sobota, 27 grudnia 2014

The Red Christmas [VKook]

Polecam bloga z fanfickami mojej koleżanki :* 


Typ: fluff
Bohaterowie:
*Kim Taehyung (Taehyung, Tae, Taeś,V)
*Jeon Jungkook (Jungkook, Kookie, Kook)


Taehyung jak co roku krzątał się po kuchni. Podczas Świąt Bożego Narodzenia, zawsze przygotowywał ciasta i pierniczki. Właściwie, nie wiedział, dla kogo to robi- Święta spędzał sam, tak jak każdy inny dzień w roku. W głębi serca jednak miał nadzieję, że tym razem ktoś go odwiedzi, sprawiając, że będzie to najlepszy czas w jego życiu- nigdy jednak tak się nie stało. V westchnął i wyjął z piekarnika tacę z cieplutkimi pierniczkami- wyszły idealnie. Położył je na stole i zdjął czerwoną rękawicę kuchenną. Teraz czekała go najlepsza część- ozdabianie wypieków. Taehyung uśmiechnął się sam do siebie, siadając przy dużym, pustym stole. Na zewnątrz, mimo wczesnej godziny, niebo zmieniało barwę na ciemny granat, a śnieg spadał powoli, pokrywając zmarzniętą ziemię warstwą białego puchu. W domu Tae było ciepło i przyjemnie, a w tle słychać było najpiękniejsze kolędy i świąteczne piosenki- wszystko po to, aby poczuć ten cudowny klimat Bożego Narodzenia, które mimo wszystko było jego ulubionym świętem w roku.
Ozdabianie pierniczków trwało dość długo, bo V wkładał w to całe swoje serce, aby na ciastkach powstały idealne serduszka, bałwanki, choinki i renifery. Drzewa za jego oknem poruszyły się niespokojnie, targane mocnym, zimowym wiatrem, niebo stawało się coraz ciemniejsze, a uliczne lampy świeciły się coraz jaśniej. Taehyung przerwał na chwilę malowanie kolejnej choinki na pierniczku i wyjrzał przez okno. Zaśnieżone ulice były puste, jeśli nie liczyć jednej, jedynej pary, która stała pod latarnią. Tae przyglądał się z tęsknotą, jak dziewczyna obejmuje chłopaka, a on całuje ją w usta, przytulając się do niej i ogrzewając jej zmarznięte ciało. Miłość. Coś, czego V nigdy nie doświadczył. Chłopak wrócił do stolika, ale nie mógł się skupić na monotonnym dekorowaniu pierników. Chciał, aby ktoś go kochał. Westchnął i sięgnął po kolejny pierniczek leżący na tacy. W drugiej ręce trzymał lukrowy pisak do ozdabiania ciast, o czerwonym kolorze. Kolorze miłości i pożądania. Zamknął na chwilę oczy i wyobraził sobie swojego idealnego chłopaka. Powinien być dość wysoki, zdecydowanie musi być młodszy od niego...
Otworzył oczy, a jego serce płonęło od nagłego przypływu radości. Teraz, gdy już wiedział jak wygląda jego ideał, musiał wymyślić dla niego imię. Zastanowił się chwilę, po czym lekko nacisnął pisak z lukrem, tak, aby wypłynęła z niego słodka, czerwona masa. Najpierw narysował obwódkę na pierniku w kształcie serca, a potem, najstaranniej jak tylko potrafił, wpisał w środek: Jeon JungKook. Tak, to było idealne imię dla wyimaginowanej osoby. Spojrzał na zegarek- była już dziesiąta w nocy. Uśmiechnął się lekko, bardzo z siebie zadowolony, przypominając sobie swoją mamę, która- kiedy jeszcze żyła- mówiła mu, że w Wigilię o północy dzieją się dziwne rzeczy: ponoć zwierzęta zaczynają mówić ludzkim głosem, a marzenia się spełniają. Taehyung ziewnął. Dekorowanie ciastek- wbrew pozorom- nie było takie łatwe. Poukładał gotowe wypieki na osobnym talerzyku i poszedł do swojego pokoju, aby położyć się spać.

***
Tuż po tym, jak udało mu się zasnąć, obudziło go bicie pobliskiego, miejskiego zegara. Leżąc w łóżku ziewał i liczył uderzenia. Dwanaście. Właśnie wybiła północ. Obrócił się na drugi bok, w stronę kuchni, która znajdowała się tuż obok jego pokoju. Przetarł oczy i zamrugał kilka razy. Zdawało mu się, że na podłogę padają smugi czerwonego światła. Znowu ziewnął i wstał z łóżka. To na pewno była jego wyobraźnia. Pewnie zostawił zapaloną jakąś lampkę, albo światła wpadały z ulicy. Taehyung rozejrzał się po kuchni. Zdziwiony zauważył, że źródłem światła są pierniki, które jeszcze kilka godzin temu tak mozolnie ozdabiał. Podszedł do stołu, na którym leżał talerz z wypiekami i prawie zachłysnął się powietrzem- źródłem światła był tylko jeden piernik- ten z imieniem wymyślonego chłopaka. Tae zdziwiony wziął ciastko do rąk i oglądną je z każdej możliwej strony. Czerwony lukier dawał delikatne światło. Spojrzał na zegarek- było pięć minut po północy. To musiała być właśnie ta świąteczna magia, o której tyle nasłuchał się w dzieciństwie. Jeszcze raz przyjrzał się pierniczkowi. Niepewnie odgryzł mały kawałek. Wszystko wokół niego zamigotało na czerwono. Przetarł oczy i połknął tą część piernika- jego kuchnia stała się niewyraźna. Zaryzykował kolejny gryz świątecznego wypieku- tym razem poczuł, że się unosi. Jego dom zniknął całkowicie, a przed jego oczami pojawiła się wielka choinka przyozdobiona bombkami, gwiazdkami i lampkami- oczywiście w odcieniach czerwieni. Znowu wszystko zamigotało i zaczął padać lepki śnieg, który przyklejał się do kurtki Taehyunga, która pojawiła się na nim równie tajemniczo, jak wszystko wokół. V przełknął ślinę i zjadł pierniczka do końca. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawił się przed nim czarnowłosy, uśmiechnięty chłopak. Te oczy, nos, usta.. był wręcz idealny.
-K-kim jesteś? Co to za miejsce? -spytał Tae, patrząc prosto w jego ciemne, ładne oczy.
Przybysz uśmiechnął się.
-Jesteś w moim świecie, kochanie.
-Kochanie? -zdziwił się Taeś. Jeszcze nigdy nikt go tak nie nazwał.
Czarnowłosy kiwnął głową i wyciągnął przed siebie prawą rękę.
-Jestem Jeon Jungkook. Miło mi cię poznać.
V otworzył szeroko oczy. Dopiero po chwili zrozumiał, co to oznacza. Świąteczna magia istniała naprawdę. Nie chciał wyjść na niegrzecznego, więc podał nowo poznanemu rękę. Jego dłoń była miękka i ciepła.
-J-jestem Kim Taehyung. -wyjąkał, nie wiedząc co powiedzieć.
Jungkook skinął głową i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Wiem, hyung. To przecież ty mnie stworzyłeś.
-A-ale.. jak?- Tae nie potrafił dobrać słów. To wszystko nie mieściło mu się w głowie.
-Chcesz wiedzieć jak się tu znalazłeś, czy jak mnie stworzyłeś? -zapytał Kookie siadając na ławce, która pojawiła się znikąd. Taehyung kiwnął głową dając młodszemu do zrozumienia, że interesują go odpowiedzi na obydwa pytania. Usiadł koło niego bacznie mu się przyglądając. Ah, jego twarz była taka perfekcyjna. Kookie mimowolnie zadrżał z zimna, ale zaczął odpowiadać na pytania hyunga, chowając ręce w kieszeniach kurtki.
-Odpowiedź numer jeden: Jeśli w coś naprawdę wierzysz, to prędzej czy później się spełni... ty akurat nie musiałeś długo czekać. I odpowiedź numer dwa: Wigilia to najbardziej magiczny dzień roku... ja, no cóż, jestem tak jakby twoim prezentem świątecznym. -powiedział, uśmiechając się uroczo. V odpowiedział mu tym samym. Zawsze był otwarty w stosunku do innych i nie miał problemu z okazywaniem uczuć. Przytulił się mocno do czarnowłosego, trochę po to, aby go ogrzać, a trochę po to, aby poczuć jego bliskość.
-Jesteś najwspanialszym i najpiękniejszym prezentem Bożonarodzeniowym jaki kiedykolwiek dostałem -powiedział czując, jak radość i ciepło rozchodzą się po całym jego ciele. Kook objął go rękami i pogładził po plecach.
-Dziękuję hyung. Ale to twoja zasługa. Sam mnie sobie wyobraziłeś.
Odsunęli się nieznacznie od siebie. Na włosy V spadło kilka płatków śniegu, co w połączeniu z jego dziecięcym uśmiechem, wyglądało niezmiernie uroczo. Jungkook zaśmiał się i strzepnął śnieg z głowy Tae.
-Jesteś słodki, hyung.
-A ty idealny, dongsaeng.
Nagle świat wokół nich zaczął wirować. Najpierw nieznacznie, a potem coraz szybciej i szybciej. Taehyung usłyszał bicie zegara. Kookie rozglądnął się nerwowo i nagle, bez zastanowienia przywarł do hyunga i zaczął go całować. Tae zdziwił się, ale nie przerywał. To był jego pierwszy pocałunek w życiu, nie mógł tego zepsuć. Zamknął oczy i skupił się na ustach Jungkooka. Były miękkie i apetyczne- idealne, jak i ich właściciel. V postanowił przejąć kontrolę. W końcu był starszy, to on powinien dominować. Zanim zdążył jednak cokolwiek zrobić, Kookie delikatnie przygryzł jego dolną wargę, nieznacznie ciągnąc ją w swoją stronę. Taehyungowi to się podobało, więc postanowił odwdzięczyć się tym samym. Tarmosząc raz po raz swoje wargi, chłopcy coraz bardziej zbliżali się do siebie, aż w końcu Tae zdał sobie sprawę, że leży na ławce, a Jungkook całuje go leżąc na nim. Objął młodszego rękami i poczuł w ustach słodki, jakby lukrowy smak jego śliny. Dotknął jego języka i znowu, znajdując w sobie pokłady dzikiej energii, zaczął przygryzać jego wargi, coraz mocniej, coraz pewniej, na przemian z tradycyjnymi pocałunkami. Nie chciał przestawać, ale wydawało mu się, że jego kochanek staje się coraz mniej materialny. Po chwili zauważył że jego palce zaczynają przenikać przez ciało chłopaka. Otworzył oczy, na chwilę przestając całować. Twarz Jungkooka była rozmazana.
-C-co się dzieje?- spytał Taehyung rozglądając się w około. Śnieg, choinka, a nawet ławka- wszystko zniknęło tak nagle, jak się pojawiło.
-Już prawie pierwsza w nocy. Muszę odejść. -powiedział smutno Kook.
-Nie! Nie możesz!- poprosił błagalnie Tae.
-Muszę. To magia świąt, ale mój czas dobiega końca. -powiedział młodszy, gdy chłopcy w końcu usiedli na ziemi.
-Czyli... już nigdy cię nie zobaczę? -spytał zrozpaczony V, a w jego oczach zebrały się łzy.
-Zobaczysz -uśmiechnął się Kookie. -za rok, w Wigilię.
-Dopiero za rok? -spytał smutno Tae.
Jungkook kiwnął głową i ostatni raz musnął usta hyunga.
-Czekaj na mnie, Tae. Już niedługo zobaczymy się ponownie.
-Kocham cię... -wyszeptał chłopak, ale nie zdążył. Kookiego już nie było- zniknął bez śladu tak samo, jak cały świąteczny krajobraz. Zegar właśnie wybił pierwszą w nocy.

***

Taehyung usiadł na łóżku, starając się złapać oddech. Rozejrzał się wokół. Był w swoim pokoju, a to był tylko sen. Ktoś taki jak Jungkook istniał tylko w jego wyobraźni, a ,,magia świąt” to tylko bajeczka dla naiwnych dzieciaków. Ziewnął i położył się spać. Zanim zasnął wydawało mu się, że lampki na choince w jego pokoju przybrały na chwilę czerwony kolor. Nie wiedział, czy to jego wyobraźnia płata mu figle, ale uśmiechnął się sam do siebie i zapadł w głęboki sen. Śnił o czarnowłosym chłopcu, który skradł jego serce w wigilijną noc...

środa, 24 grudnia 2014

Ocaleni [V-Hope]

typ: smut,yaoi
bohaterowie:
*Jung Hoseok (Hope, Hopie, Jhope)
*Kim Taehyung (Tae,Taeś)


„Uciekam. Stop. Oni mnie śledzą. Stop. Jest coraz ciemniej. Stop. Stop. Pomocy. Stop.Stop.Stop.
Nie sądzę, żebyś mógł mnie kontrolować. Nikt nie może. Nawet ja nad sobą nie panuję. Jestem potworem. Jestem wcieleniem zła. Nie mam pojęcia, gdzie się teraz znajduję. Ściany po obu stronach są obrzydliwie śliskie i mokre. Czuję woń śmierci, zgnilizny i rozkładu. Obrzydliwe. Jestem sam, nie wyczuwam żadnej innej duszy. To ich wina. To zawsze ich wina. Stop.
Mam nadzieję, że kiedy słuchasz tego nagrania, ich już nie ma. Że w końcu nie sieją chaosu.”- wyłączyłem dyktafon, zastanawiając się nad sensem słów. Zmarszczyłem czoło. Nie wiedziałem, co ten ktoś chciał mi przekazać, ani kim był. Nie powinienem tego wysłuchiwać. W XXII wieku nie jest bezpiecznie wiedzieć cokolwiek na temat przeszłości. Nie jest bezpiecznie wiedzieć. Chcąc uniknąć dłuższego pozostania na patrolowanej ulicy, szybko schowałem sprzęt do kieszeni w skórzanej kurtce i rozejrzałem się nerwowo. Na razie czysto. Wstałem z ziemi, a za mną uniosły się kłęby kurzu i brudu. Pobiegłem przed siebie jak najszybciej tylko mogłem, aby schować się bezpiecznie za rogiem. Byłem jednym z niewielu Ocalałych. Mam nadzieję, że nikt nie usłyszał, jak podczas biegu rozchlapuję wodę z kałuży. Nie mogą mnie zobaczyć. Dotarłem do rogu ulicy- czysto, żadnego patrolu. Odetchnąłem z ulgą i pobiegłem jeszcze trochę w stronę schronu. Nie mogą mnie zobaczyć, nie mogą mnie zobaczyć. Większość mojej rasy wymarła pod koniec XXI wieku, a ja, jako jeden z niewielu, miałem okazję się zahibernować. Jestem szczęściarzem, nie wszystkim udało się przeżyć. Teraz, w cywilizacji robotów powstałej na ludzkich prochach, Ocaleni to przestępcy. Potrafimy myśleć, tworzyć i marzyć- coś, czego nawet teraz nie umieją roboty. Dotarłem do schronu i szybko zszedłem do podziemi. Otworzyłem ciężkie, metalowe drzwi i wszedłem do małego pokoju, który zajmowałem wraz z Hoseokiem. Poznaliśmy się dopiero, kiedy przyszło nam ukrywać się przed Metalicznymi, czyli robotami. Od razu się w nim zakochałem. Pokoik był małym, zimnym pomieszczeniem, oświetlonym jedynie za pomocą przygasającej lampy.
-Cześć. - rzuciłem do Hoseoka, który jak zwykle siedział na podłodze czytając książki historyczne. Zawsze mi powtarzał, że jeśli ktoś nie pamięta o swojej przeszłości, nie ma szans zmienić przyszłości.
Chłopak podniósł wzrok znad starych kartek i odkładając lekturę uśmiechnął się do mnie i wstał. Przytuliłem się do niego mocno. Nigdy nie wiedziałem, kiedy mógł być ostatni czas kiedy go widzę.
-Cześć. Odbyło się bez problemów?- spytał mnie stanowczo, ale łagodnie Hope, którego nazywałem tak, gdyż był moją nadzieją, na lepsze życie.
-Tak. -odparłem, wtulając głowę w jego ramiona, aby jak najbardziej poczuć jego ciepło. Uwielbiałem, kiedy mnie przytulał. - nie było żadnych patroli.- dodałem po chwili.
Staliśmy przez chwilę w milczeniu, skupiając się na naszych ciałach i na ciepłych oddechach. Zamknąłem oczy. Byłem w niebie.
-Wiesz, mam już dość takiego życia. Codziennie musimy się ukrywać, Metaliczni rosną w siłę z każdym dniem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem się bezpiecznie. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz nie bałem się, żę cię stracę, Tae.- jego delikatny głos dotarł do mnie dopiero po chwili. Rozumiałem go. Też nie chciałem takiego życia.
-Uciekniemy gdzieś razem. Zobaczysz, uda nam się.- kontynuował spokojnym i pełnym nadziei głosem, jednocześnie bawiąc się moimi włosami. Uśmiechnąłem się na samą myśl o ucieczce, mimo,że nie wierzyłem w lepszy świat. To, co nas otaczało, było jedyną rzeczywistością. Tak naprawdę nigdzie nie byłoby lepiej.
-Hopie, popatrz co znalazłem- powiedziałem, kiedy przypomniałem sobie o dyktafonie i wyciągnąłem sprzęt z kieszeni kurtki.
-Co to?
-Nagranie z przeszłości. Posłuchaj -powiedziałem, włączając urządzenie.
Hoseok słuchał uważnie, z każdą chwilą coraz szerzej otwierając oczy. Poczekał do końca, po czym powiedział głosem zdradzającym podniecenie, ale jednocześnie zdziwienie i strach.
-Ja.. ja wiem kto to nagrał. Skąd to masz?
Spojrzałem na niego marszcząc czoło. Nie rozumiałem, czemu tak zareagował.
-Znalazłem dzisiaj na chodniki, pod warstwą gruzu.
Hope chwycił mnie mocno za ramię i dopiero wtedy zobaczyłem, że jego perfekcyjna twarz pobladła.
-Ja nie rozumiem... skąd to... -zaczął, po czym chwilę się zastanowił i kontynuował – nikomu nie mów o tym, ze to masz, rozumiesz Taehyuhng?
Kiwnąłem głową. Kiedy Hoseok zwracał się do mnie pełnym imieniem, zawsze chodziło o coś poważnego.
-Co to jest? Kto to mówi? -spytałem, nie dając za wygraną.
Hope odwrócił się do mnie plecami i odszedł kilka kroków. Westchnął.
-Słuchaj... to skomplikowane...
-Powiedz. -naciskałem. Nie lubiłem nie wiedzieć co się dzieje.
Chłopak odwrócił się do mnie i starał się uśmiechnąć.
-To nagrał mój były. Jimin.
-C-co?! -spytałem, jak porażony prądem. Hope nigdy mi nie mówił, że miał kogoś przede mną. Zawsze powtarzał, że jestem jego jedynym.
-Hej, Tae, mówiłem że to skomplikowane... wiesz, że cię kocham.- zaczął niepewnie, podchodząc do mnie.
-Kiedy z nim byłeś? -warknąłem, patrząc na niego spode łba. Jak on mógł ukrywać przede mną coś takiego?!
-Tuż przed związkiem z tobą. Spokojnie, nie zdradzałem cię i nigdy bym tego nie zrobił. -powiedział, patrząc mi w oczy.
Zawsze ulegałem jego oczom. Zbliżyłem się do niego i objąłem go ramionami.
Uderzyło mnie jego cudowne ciepło, które zawsze sprawiało, że czułem się bezpiecznie. Położyłem mu głowę na ramieniu. Chciałem my wybaczyć, mimo że to mnie bolało. Zawsze chciałem być jego pierwszą miłością. Znowu poczułem, jak Hoseok bawi się moimi włosami. Uśmiechnąłem się nieśmiało i przywarłem do niego trochę mocniej, aby zapomnieć o wszystkich problemach. Był moją jedyną przyjemnością w tym okropnym świecie.
-Hope? -spytałem po chwili słysząc, jak siarczysty deszcz dudni w metalowy sufit schronu. -Hope, proszę, zawsze bądź ze mną.
***

Przez następne dni Hoseok był bardzo niespokojny. Wciąż badał nagranie i spędzał na tym całe dnie. Widziałem, że tęsknił do Jimina, ale zawsze, jak zaczynałem ten temat, zaprzeczał. Ja byłem niespokojny. W gardle miałem wielką gulę i cały czas nosiłem w sobie to bolesne uczucie, że już nie jestem jedyny, że już mu nie wystarczam.
-Odchodzę. -powiedział pewnego dnia Hope, biorąc do ręki śpiwór, czyli jedyną rzecz, jaką mieliśmy.
-Co?! -spytałem, myśląc, że się przesłyszałem. Nie mógł odejść, nie poradzę sobie bez niego.
- To co słyszałeś, Tae. Odchodzę. Idę szukać Jimina, przepraszam.
-Ale... - nie wiedziałem co powiedzieć. Byłem wściekły. Naprawdę wściekły. - obiecałeś że zostaniesz! -krzyknąłem mu w twarz, zbliżając się do niego i rękami przyciskając go do ściany.
-Przepraszam.
-NIE MOŻESZ! HOSEOK POTRZEBUJĘ CIĘ, NIE MOŻESZ ODEJŚĆ! - wrzasnąłem jeszcze głośniej, a głos obił się echem po ścianach. W tym momencie byłem gotowy na wszystko. Nie dam mu uciec. Nigdy.
-A TE WSZYSTKIE TWOJE OBIETNICE? To, o wspólnej ucieczce, o tym, że zawsze będziesz minie kochał?! Gdzie to wszystko?! Już się dla ciebie nie liczę?! - spytałem, a w moich oczach zebrały się łzy. Spuściłem głowę i zwolniłem uścisk. Nagle przestało mi zależeć. Nic nie trwa wiecznie, a miłość to najbardziej krucha rzecz, jaka istnieje. Nie umiem opisać bólu jaki towarzyszył mi w tym momencie. Moje serce wręcz paliło i skręcało się na samą myśl o tym, że mógłbym zostać sam w tej okrutnej rzeczywistości. Hope mógłby mnie teraz odepchnąć i po prostu wyjść, nie miałbym mu tego za złe, ale z jakiegoś powodu nie zrobił tego. Stał wciąż przyparty do ściany, nie wiedząc co powiedzieć.
-Taeś? Posłuchaj mnie, proszę. -powiedział w końcu cicho.
-Mów co chcesz. Ja... ja nie poradzę sobie sam. Nie możesz mnie tu zostawić! IDIOTO!
Hoseok wzdrygnął się. Jeszcze nigdy nie widział mnie w takiej furii. Wszytko we mnie buzowało, gdybym mógł, rozwaliłbym teraz cały świat. Ale nie mogłem. Jednocześnie byłem słaby i żałosny. Tak bardzo żałosny...
-Taehyung. -poczułem na ramieniu mocny uścisk, który zawsze dawał mi nadzieję, dzisiaj wydawał mi się obcy. - proszę, zrozum mnie. Nie chcę cię zostawić, ale boję się że zginiesz, jeśli pójdziesz ze mną... Jimin... on był moją pierwszą miłością, muszę go odnaleźć.
-A co ze mną? -spytałem, patrząc mu prosto w oczy. Poczułem, że moje policzki są mokre.
Hope speszył się i spojrzał w dół.
-Poradzisz sobie, wierzę w ciebie.
-Wiesz, że to nieprawda. Zginę szybciej niż możesz się spodziewać. Ten świat nie jest dla mnie.
Poczułem, jak ramiona Hoseoka mnie obejmują. Z początku opierałem się im, ale w końcu odpuściłem. Nie było sensu walczyć. Jego dłonie zsuwały się coraz niżej. Poczułem, jak jego palce muskają delikatnie skórę na moim brzuchu, a potem schodzą w dół. Przywarłem do niego. W końcu, jakimś magicznym sposobem to ja znalazłem się pod ścianą. Hope jak zwykle dominował. Jego ręce rozpięły mi spodnie. Jeszcze nigdy tego nie robił. Spojrzał mi w oczy i jego usta dotknęły moich, rozpalając we mnie nieznaną dotąd energię. Moje uczucia wybuchnęły a ja poczułem że naprawdę mu na mnie zależy. Zamknąłem oczy. To było idealne. Nasze wargi były blisko siebie, a języki co chwila zmieniały pozycję. Poczułem, że stajemy się jednością. Położyłem mu ręce na ramionach i przyciągnąłem jeszcze bliżej siebie. Nie miałem zamiaru przerywać pocałunku. Hope pachniał tak przyjemnie- niczym jakieś egzotyczne kwiaty w połączeniu z czekoladą i wanilią. Tak słodko. Wiedziałem, że jego ręce buszują gdzies w okolicach moich genitaliów, ale nie miałem zamiaru mu przerywać. Czułem się zbyt żywy. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak rzadko mnie całował i jak rzadko sprawiał mi takie przyjemności. Potrzebowałem tego- to jest właśnie jedna z tych chwil, których tak bardzo pragnąłem. Wszystkie emocje, uczucia i pragnienia zastąpiły złość i nienawiść, a smutek przemienił się dziką radość.
-Taeś..- wyszeptał Hoseok, kiedy w końcu odsunęliśmy się od siebie zmęczeni i zaspokojeni.
Spojrzałem mu w oczy- był w nich prawdziwy smutek.

-Przepraszam. -powiedział, po czym rozpłyną się przed moimi oczami niczym duch.