Nagle Luhan
wstał, puszczając mnie i obszedł dookoła sofę. Wodziłem za nim wzrokiem, póki
się nie zatrzymał. Uśmiechnął się.
-No, idziesz
Sehun?- spytał tajemniczo, opierając ręce na oparciu kanapy. Potrząsnąłem
głową. Oczywiście, że nie potrafiłem mu odmówić. Poza tym, ciekawiło mnie dokąd
mam iść. Przecież nic takiego wcześniej nie mówił. Wstałem i delikatnie,
niepewnie kiwnąłem głową. Luhan uśmiechnął się. Podałem mu rękę, aby
zaprowadził mnie do tego miejsca o którym mówił…
Poszliśmy
długim korytarzem, który widziałem wcześniej, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem
Lulu w jego domu. Rozejrzałem się po ścianach. Wisiało na nich pełno plakatów,
obrazków i zdjęć. Na wielu z nich zauważyłem małego Luhana wraz z kolegami,
rodziną, ale także jego ostatnie zdjęcia z najnowszych sesji zdjęciowych- jak zawsze perfekcyjne. Wisiały na różnych
wysokościach, niepoukładane w żaden sposób, a mimo to, podobały mi się.
Pomyślałem, że to coś w stylu historii życia Luhana. Uśmiechnąłem się pod
nosem. Wzdłuż ścian stały różne szafki, ale im dalej szliśmy, tym było ich
mniej. Muszę przyznać, że po kilkunastu minutach drogi zmęczyłem się. Nie
spodziewałem się, że korytarz w normalnym domu, o normalnej- a przynajmniej tak
wyglądał- wielkości, może być aż tak długi korytarz. Jednak to dałoby się
racjonalnie wytłumaczyć, okej. Niemniej jednak fakt, że im dalej szliśmy, tym
korytarz bardziej przypominał… scenę za kulisami, jest zdecydowanie dziwny.
Rozglądałem się uważnie, starając się zapamiętać wszystkie szczegóły tego
dziwnego miejsca. W końcu, ku mojej
uldze, doszliśmy do miejsca, które do złudzenia przypominało kulisy sceny,
kulisy koncertu, które tak często oglądałem na filmikach w Internecie. Zdziwiłem się. Nigdy jeszcze nie byłem w
takim miejscu, a tym bardziej z Luhanem.
-Co my tu
robimy? Co to jest? –spytałem nerwowo, gdy wyglądając za kurtynę zobaczyłem
tłumy fanów, a głównie fanek.
-Sehun, ty
zawsze jesteś taki ciekawski? –zaśmiał się Lulu- zaraz mam koncert. I ty też
będziesz w nim uczestniczył.
-Ale… ale
jak to?! Przecież nie wyszliśmy od ciebie
z domu! Chyba nie powiesz, że masz w mieszkaniu wielką scenę i fanów?
Jak to możliwe?- pytania same cisnęły mi się na usta
Luhan
podszedł do mnie, delikatnie chwytając mnie za ramiona. Spojrzał na mnie z
łaską, poczym spokojnie i powoli odpowiedział. Szczerze, w jego głosie wyczułem
tą specyficzną nutę, kiedy czujesz, że ktoś ma cię za idiotę.
-Wiesz,
musisz przywyknąć, że to co jest niemożliwe, a przynajmniej zdaje się
niemożliwe, jest częścią naszej codzienności. Tak naprawdę, ruszyliśmy się z
mojego domu. No błagam, kto normalny ma tam scenę?! To po prostu ty tego nie
zauważyłeś.
Luhan chyba
zauważył mój zagubiony, pełny zwątpienia wzrok, więc mówił dalej.
-Tak, jak ci
mówiłem, nie jestem do końca człowiekiem. Potrafię robić wiele rzeczy, których
ty nie jesteś w stanie pojąć. Chociażby teleportacja, albo coś w tym stylu.
Wiem, że to może wydawać ci się dziwne, ale tak naprawdę nigdy się nie
urodziłem. Nie pochodzę stąd…
-Jesteś
kosmitą? –przerwałem
Spojrzał na
mnie twarzą która mówiła „ogarnij się”.
-Nie? Nie
jestem kosmitą, błagam, skąd ten pomysł.- rzucił patrząc w niebo, jakby prosząc
Boga, żebym wreszcie zrozumiał- nie przerywaj mi. Tak naprawdę jestem demonem.
Ale nie jestem zły. Mam duszę, która służy mi także, aby móc komunikować się z
wieloma śmiertelnikami. Dodatkowo, dusza świadczy o tym, że jestem też
człowiekiem. A raczej byłem, zanim nie wybrałem nieśmiertelnego życia, które
kompletnie zniszczyło moją ludzką naturę. Ale nie ważne. To -skomplikowane, a
ty jesteś pierwszym, któremu o tym powiedziałem.- spojrzał na moją zaskoczoną
twarz, ale nie przerywał- kiedy wybrałem bycie nieśmiertelnym demonem,
uprzedzono mnie, że do ludzkiego, normalnego życia będę mógł wrócić tylko,
jeśli znajdę kogoś, kogo pokocham. No cóż, z początku się tym nie przejmowałem,
ale po jakimś czasie, takie życie zaczyna męczyć. Po pewnym czasie nie masz już
po co żyć. Latami snułem się samotnie… to wtedy postanowiłem zostać sławny i
pisać piosenki. Z muzyką od zawsze byłem mocno związany- w końcu, dawanie jej
innym stało się jedynym życiowym celem. Mimo to, czegoś mi brakowało. Ciągle za
czymś tęskniłem. Dopiero, kiedy spotkałem ciebie, zrozumiałem, że cię kocham i
że to właśnie tego tak bardzo pragnęło moje serce. Pokochać kogoś. Jeszcze nie
jestem normalny. Wciąż jestem nieśmiertelny, ale przebywając z tobą czuję, jak
znika ta bariera, jak odzyskuję wolność i jak umiera we mnie ta cząstka demona.
Dziękuję ci. Chcę, żebyś wyszedł ze mną
na scenę. Chcę zaśpiewać ci piosenkę. To chyba wszystko, co mogę zrobić, żeby
ci podziękować.- Luhan skończył mowę uśmiechając się miło.
W oczach
zebrały mi się łzy. To, co powiedział było piękne. Nie spodziewałem się, że on
właśnie przede mną otworzy się i powie swoją historię. Przytuliłem się do
niego, za wszelką cenę starając się nie popłakać.
Nic nie
odpowiedziałem, a Lulu uznał to najwyraźniej za moją zgodę. Nie zdążyłem
zaprotestować (chociaż i tak bym tego nie zrobił). Chwycił mnie za rękę,
uśmiechnął się i razem wyszliśmy na scenę.
***
Nie wiem,
czy kiedykolwiek czuliście tak cudowne uczucie, jakie towarzyszy wychodzeniu na
scenę, pod którą czeka tysiące ludzi. Mimo, że najwyraźniej fanki widziały
tylko Luhana, nie mogłem nabrać powietrza, patrząc, jak wiele ludzi przyszło
oglądać Lulu i jak wiele ludzi go kocha. A mimo to, on wybrał mnie. W moich
oczach znowu zebrały się łzy. Czułem się cudownie, a uczucie szczęścia pogłębiało
się tylko, kiedy stałem koło Luhana na scenie. Wydawało mi się, że mogę zmienić
świat. Uśmiechnąłem się szczerze. Chyba po raz pierwszy w życiu byłem naprawdę
szczęśliwy.
Światła
zgasły, zostawiając tylko kilka kolorowych, z których jedno z nich padało na
Luhana. Zobaczyłem, jak najpierw macha do fanów, pozdrawia ich, a potem zaczyna
śpiewać najpiękniejszą piosenkę o miłości, jaką kiedykolwiek słyszałem. Cały
czas patrzył się mi prosto w oczy, a ja wiedziałem, że wszystko, co mówi jest
prawdziwe. Nie raz słyszałem jak śpiewa, jednak usłyszenie tego na żywo, to
zupełnie inne, cudowniejsze uczucie. W jego głosie było coś, co hipnotyzowało,
nie pozwalało oderwać od niego wzroku. Coś co sprawiało, że w końcu nie czułem
się samotny.
Stałem,
wsłuchując się jednocześnie w muzykę i w tekst. Nie wiedziałem co powiedzieć.
Chciałem podziękować Luhanowi, powiedzieć, jak bardzo go kocham, jak bardzo mi
na nim zależy. Chciałem. Nagle stało się coś, czego się nie spodziewałem. Wszystko
dookoła mnie zaczęło wirować. Widziałem falowanie powietrza, zupełnie takie,
jakie poczułem podczas pierwszego spotkania z Duszą. Głos Luhana zdawał się
oddalać. Krzyki fanek ucichły. Ocknąłem się i chciałem uciekać. Nie miałem
najmniejszego zamiaru się stąd ruszać. Moje nogi odmówiły jednak posłuszeństwa.
Starałem się zachować równowagę i krzyczałem do Lulu, żeby mnie usłyszał, ale
wokół mnie panowała zupełna cisza. Nagle Luhan zniknął, jak za dotknięciem
czarodziejskiej różdżki, zupełnie jak Dusza, nie pozostawiając po sobie żadnych
śladów. Nie zdążyłem nawet mu podziękować. Świat wokół mnie wirował, mimo że ja
stałem w miejscu. Z początku krzyczałem i starałem się wyrwać z tego uczucia,
ale nie potrafiłem. Przestałem próbować. Zacząłem płakać, bo właśnie, w jednej
chwili zniknęło całe moje marzenie. Wszystko
wróciło- szara rzeczywistość, której tak bardzo nienawidziłem. Rozbolała mnie
głowa i zrobiło mi się niedobrze. Zamknąłem oczy i po prostu dałem się ponieść.
***
Ocknąłem się
leżący na zimnej podłodze w kuchni, pod otwartym na oścież oknem, pod którym
stałem, kiedy Dusza mnie odwiedziła. Zerwałem się na równe nogi, rozpaczliwie
wołając najpierw Luhana, potem zjawę, jednak, jak mogłem się spodziewać, nikt się
nie zjawił. Nerwowo poruszałem się po
kuchni, starając się nie rozpłakać. Znowu powróciło uczucie, że to wszystko, to
była tylko moja wyobraźnia. Chodząc, nagle na coś nadepnąłem. Odruchowo
spojrzałem w dół i zobaczyłem kawałki rozbitego szkła. Kucnąłem, aby przyjrzeć
się im lepiej. Była to szklanka, którą stłukłem, tuż przed pierwszą
teleportacją z Duszą. Zdziwiłem się. Pozbierałem ostrożnie kawałki, kalecząc
sobie przy tym ręce, które tak bardzo mi się trzęsły. Westchnąłem. Mimo, że stłuczona
szklanka mogła być dowodem na to, że całkiem nie zwariowałem, byłem smutny.
Czułem, że bezpowrotnie
straciłem coś bardzo cennego, coś głęboko ukrytego w moim sercu. Mogłem się
domyślić, że nic co piękne nie trwa wiecznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz