poniedziałek, 24 lutego 2014

The Ghost pt 3 [HunHan]


Nagle Luhan wstał, puszczając mnie i obszedł dookoła sofę. Wodziłem za nim wzrokiem, póki się nie zatrzymał. Uśmiechnął się.
-No, idziesz Sehun?- spytał tajemniczo, opierając ręce na oparciu kanapy. Potrząsnąłem głową. Oczywiście, że nie potrafiłem mu odmówić. Poza tym, ciekawiło mnie dokąd mam iść. Przecież nic takiego wcześniej nie mówił. Wstałem i delikatnie, niepewnie kiwnąłem głową. Luhan uśmiechnął się. Podałem mu rękę, aby zaprowadził mnie do tego miejsca o którym mówił…
Poszliśmy długim korytarzem, który widziałem wcześniej, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem Lulu w jego domu. Rozejrzałem się po ścianach. Wisiało na nich pełno plakatów, obrazków i zdjęć. Na wielu z nich zauważyłem małego Luhana wraz z kolegami, rodziną, ale także jego ostatnie zdjęcia z najnowszych sesji zdjęciowych-  jak zawsze perfekcyjne. Wisiały na różnych wysokościach, niepoukładane w żaden sposób, a mimo to, podobały mi się. Pomyślałem, że to coś w stylu historii życia Luhana. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wzdłuż ścian stały różne szafki, ale im dalej szliśmy, tym było ich mniej. Muszę przyznać, że po kilkunastu minutach drogi zmęczyłem się. Nie spodziewałem się, że korytarz w normalnym domu, o normalnej- a przynajmniej tak wyglądał- wielkości, może być aż tak długi korytarz. Jednak to dałoby się racjonalnie wytłumaczyć, okej. Niemniej jednak fakt, że im dalej szliśmy, tym korytarz bardziej przypominał… scenę za kulisami, jest zdecydowanie dziwny. Rozglądałem się uważnie, starając się zapamiętać wszystkie szczegóły tego dziwnego miejsca.  W końcu, ku mojej uldze, doszliśmy do miejsca, które do złudzenia przypominało kulisy sceny, kulisy koncertu, które tak często oglądałem na filmikach w Internecie.  Zdziwiłem się. Nigdy jeszcze nie byłem w takim miejscu, a tym bardziej z Luhanem.
-Co my tu robimy? Co to jest? –spytałem nerwowo, gdy wyglądając za kurtynę zobaczyłem tłumy fanów, a głównie fanek.
-Sehun, ty zawsze jesteś taki ciekawski? –zaśmiał się Lulu- zaraz mam koncert. I ty też będziesz w nim uczestniczył.
-Ale… ale jak to?! Przecież nie wyszliśmy od ciebie  z domu! Chyba nie powiesz, że masz w mieszkaniu wielką scenę i fanów? Jak to możliwe?- pytania same cisnęły mi się na usta
Luhan podszedł do mnie, delikatnie chwytając mnie za ramiona. Spojrzał na mnie z łaską, poczym spokojnie i powoli odpowiedział. Szczerze, w jego głosie wyczułem tą specyficzną nutę, kiedy czujesz, że ktoś ma cię za idiotę.
-Wiesz, musisz przywyknąć, że to co jest niemożliwe, a przynajmniej zdaje się niemożliwe, jest częścią naszej codzienności. Tak naprawdę, ruszyliśmy się z mojego domu. No błagam, kto normalny ma tam scenę?! To po prostu ty tego nie zauważyłeś.
Luhan chyba zauważył mój zagubiony, pełny zwątpienia wzrok, więc mówił dalej.
-Tak, jak ci mówiłem, nie jestem do końca człowiekiem. Potrafię robić wiele rzeczy, których ty nie jesteś w stanie pojąć. Chociażby teleportacja, albo coś w tym stylu. Wiem, że to może wydawać ci się dziwne, ale tak naprawdę nigdy się nie urodziłem. Nie pochodzę stąd…
-Jesteś kosmitą? –przerwałem
Spojrzał na mnie twarzą która mówiła „ogarnij się”.
-Nie? Nie jestem kosmitą, błagam, skąd ten pomysł.- rzucił patrząc w niebo, jakby prosząc Boga, żebym wreszcie zrozumiał- nie przerywaj mi. Tak naprawdę jestem demonem. Ale nie jestem zły. Mam duszę, która służy mi także, aby móc komunikować się z wieloma śmiertelnikami. Dodatkowo, dusza świadczy o tym, że jestem też człowiekiem. A raczej byłem, zanim nie wybrałem nieśmiertelnego życia, które kompletnie zniszczyło moją ludzką naturę. Ale nie ważne. To -skomplikowane, a ty jesteś pierwszym, któremu o tym powiedziałem.- spojrzał na moją zaskoczoną twarz, ale nie przerywał- kiedy wybrałem bycie nieśmiertelnym demonem, uprzedzono mnie, że do ludzkiego, normalnego życia będę mógł wrócić tylko, jeśli znajdę kogoś, kogo pokocham. No cóż, z początku się tym nie przejmowałem, ale po jakimś czasie, takie życie zaczyna męczyć. Po pewnym czasie nie masz już po co żyć. Latami snułem się samotnie… to wtedy postanowiłem zostać sławny i pisać piosenki. Z muzyką od zawsze byłem mocno związany- w końcu, dawanie jej innym stało się jedynym życiowym celem. Mimo to, czegoś mi brakowało. Ciągle za czymś tęskniłem. Dopiero, kiedy spotkałem ciebie, zrozumiałem, że cię kocham i że to właśnie tego tak bardzo pragnęło moje serce. Pokochać kogoś. Jeszcze nie jestem normalny. Wciąż jestem nieśmiertelny, ale przebywając z tobą czuję, jak znika ta bariera, jak odzyskuję wolność i jak umiera we mnie ta cząstka demona. Dziękuję ci.  Chcę, żebyś wyszedł ze mną na scenę. Chcę zaśpiewać ci piosenkę. To chyba wszystko, co mogę zrobić, żeby ci podziękować.- Luhan skończył mowę uśmiechając się miło.
W oczach zebrały mi się łzy. To, co powiedział było piękne. Nie spodziewałem się, że on właśnie przede mną otworzy się i powie swoją historię. Przytuliłem się do niego, za wszelką cenę starając się nie popłakać.
Nic nie odpowiedziałem, a Lulu uznał to najwyraźniej za moją zgodę. Nie zdążyłem zaprotestować (chociaż i tak bym tego nie zrobił). Chwycił mnie za rękę, uśmiechnął się i razem wyszliśmy na scenę.
***
Nie wiem, czy kiedykolwiek czuliście tak cudowne uczucie, jakie towarzyszy wychodzeniu na scenę, pod którą czeka tysiące ludzi. Mimo, że najwyraźniej fanki widziały tylko Luhana, nie mogłem nabrać powietrza, patrząc, jak wiele ludzi przyszło oglądać Lulu i jak wiele ludzi go kocha. A mimo to, on wybrał mnie. W moich oczach znowu zebrały się łzy. Czułem się cudownie, a uczucie szczęścia pogłębiało się tylko, kiedy stałem koło Luhana na scenie. Wydawało mi się, że mogę zmienić świat. Uśmiechnąłem się szczerze. Chyba po raz pierwszy w życiu byłem naprawdę szczęśliwy.
Światła zgasły, zostawiając tylko kilka kolorowych, z których jedno z nich padało na Luhana. Zobaczyłem, jak najpierw macha do fanów, pozdrawia ich, a potem zaczyna śpiewać najpiękniejszą piosenkę o miłości, jaką kiedykolwiek słyszałem. Cały czas patrzył się mi prosto w oczy, a ja wiedziałem, że wszystko, co mówi jest prawdziwe. Nie raz słyszałem jak śpiewa, jednak usłyszenie tego na żywo, to zupełnie inne, cudowniejsze uczucie. W jego głosie było coś, co hipnotyzowało, nie pozwalało oderwać od niego wzroku. Coś co sprawiało, że w końcu nie czułem się samotny.
Stałem, wsłuchując się jednocześnie w muzykę i w tekst. Nie wiedziałem co powiedzieć. Chciałem podziękować Luhanowi, powiedzieć, jak bardzo go kocham, jak bardzo mi na nim zależy. Chciałem. Nagle stało się coś, czego się nie spodziewałem. Wszystko dookoła mnie zaczęło wirować. Widziałem falowanie powietrza, zupełnie takie, jakie poczułem podczas pierwszego spotkania z Duszą. Głos Luhana zdawał się oddalać. Krzyki fanek ucichły. Ocknąłem się i chciałem uciekać. Nie miałem najmniejszego zamiaru się stąd ruszać. Moje nogi odmówiły jednak posłuszeństwa. Starałem się zachować równowagę i krzyczałem do Lulu, żeby mnie usłyszał, ale wokół mnie panowała zupełna cisza. Nagle Luhan zniknął, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zupełnie jak Dusza, nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Nie zdążyłem nawet mu podziękować. Świat wokół mnie wirował, mimo że ja stałem w miejscu. Z początku krzyczałem i starałem się wyrwać z tego uczucia, ale nie potrafiłem. Przestałem próbować. Zacząłem płakać, bo właśnie, w jednej chwili  zniknęło całe moje marzenie. Wszystko wróciło- szara rzeczywistość, której tak bardzo nienawidziłem. Rozbolała mnie głowa i zrobiło mi się niedobrze. Zamknąłem oczy i po prostu dałem się ponieść.
***
Ocknąłem się leżący na zimnej podłodze w kuchni, pod otwartym na oścież oknem, pod którym stałem, kiedy Dusza mnie odwiedziła. Zerwałem się na równe nogi, rozpaczliwie wołając najpierw Luhana, potem zjawę, jednak, jak mogłem się spodziewać, nikt się nie zjawił.  Nerwowo poruszałem się po kuchni, starając się nie rozpłakać. Znowu powróciło uczucie, że to wszystko, to była tylko moja wyobraźnia. Chodząc, nagle na coś nadepnąłem. Odruchowo spojrzałem w dół i zobaczyłem kawałki rozbitego szkła. Kucnąłem, aby przyjrzeć się im lepiej. Była to szklanka, którą stłukłem, tuż przed pierwszą teleportacją z Duszą. Zdziwiłem się. Pozbierałem ostrożnie kawałki, kalecząc sobie przy tym ręce, które tak bardzo mi się trzęsły. Westchnąłem. Mimo, że stłuczona szklanka mogła być dowodem na to, że całkiem nie zwariowałem, byłem smutny.

Czułem, że bezpowrotnie straciłem coś bardzo cennego, coś głęboko ukrytego w moim sercu. Mogłem się domyślić, że nic co piękne nie trwa wiecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz